Jesteś w:
Motyw miłości
Tragizm opowieści nie polega na jej tragicznym końcu, lecz na tragicznym przebiegu. Miłość, choć piękna i dodająca skrzydeł ze swej natury, tu jest tylko, lub aż, uczuciem skażonym od początku piętnem tragizmu. Od chwili, gdy bohaterowie wypili na statku miłosny (tak naprawdę śmiertelny) napój wiedzieli, jaki los ich czeka: los wygnańców, kłamców, cudzołożników.
Kwestią godną próby rozstrzygnięcia jest odpowiedź na pytanie, czy kochankowie byli odpowiedzialni za swe postępowanie, czy tylko biernie spełniali swe wyniszczające pragnienia, byli niewolnikami swych żądzy… Rolę współczującego obserwatora przyjął narrator. Swymi częstymi uwagami o boleściach i niedoli kochanków, wziął ich w obronę: „Nie wiernej Brangien, ale siebie samych kochankowie winni się obawiać. Ale w jaki sposób pijane ich serca umiałyby być czujne? Miłość ich przypiera, tak jak pragnienie pcha ku strumieniowi dogorywającego jelenia lub jak krogulec, nagle wypuszczony po długim poście, rzuca się na ofiarę. Niestety! Miłości nie da się ukryć”. Tak naprawdę Tristan i królowa, będąc zmuszonymi do tłumaczenia się z potajemnych schadzek i spotkań, nigdy nie wyrazili skruchy, nigdy też nie przyznali się do miłowania „występną miłością”. Dla nich była to po prostu wewnętrzna potrzeba tak silna, że prowadząca do śmierci: „Kochankowie nie mogli żyć ani umrzeć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć razem”.
Czarodziejski napój nie przestał działać nawet po ich śmierci: „Wpodle kaplicy, po prawej stronie absydy, pochował ich w dwóch grobach. Ale w nocy z grobu Tristana wybujał zielony i liściasty głóg o silnych gałęziach, pachnących kwiatach, który wznosząc się ponad kaplicę, zanurzył się w grobie Izoldy. Ludzie miejscowi ucięli głóg: nazajutrz odrósł na nowo, równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w łożu Izoldy Jasnowłosej. Po trzykroć chcieli go zniszczyć, na próżno. Wreszcie donieśli o cudzie królowi Markowi. Król zabronił odtąd ucinać głóg”.
strona: 1 2 3
Miłość w „Dziejach Tristana i Izoldy”
Kwestią godną próby rozstrzygnięcia jest odpowiedź na pytanie, czy kochankowie byli odpowiedzialni za swe postępowanie, czy tylko biernie spełniali swe wyniszczające pragnienia, byli niewolnikami swych żądzy… Rolę współczującego obserwatora przyjął narrator. Swymi częstymi uwagami o boleściach i niedoli kochanków, wziął ich w obronę: „Nie wiernej Brangien, ale siebie samych kochankowie winni się obawiać. Ale w jaki sposób pijane ich serca umiałyby być czujne? Miłość ich przypiera, tak jak pragnienie pcha ku strumieniowi dogorywającego jelenia lub jak krogulec, nagle wypuszczony po długim poście, rzuca się na ofiarę. Niestety! Miłości nie da się ukryć”. Tak naprawdę Tristan i królowa, będąc zmuszonymi do tłumaczenia się z potajemnych schadzek i spotkań, nigdy nie wyrazili skruchy, nigdy też nie przyznali się do miłowania „występną miłością”. Dla nich była to po prostu wewnętrzna potrzeba tak silna, że prowadząca do śmierci: „Kochankowie nie mogli żyć ani umrzeć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć razem”.
Czarodziejski napój nie przestał działać nawet po ich śmierci: „Wpodle kaplicy, po prawej stronie absydy, pochował ich w dwóch grobach. Ale w nocy z grobu Tristana wybujał zielony i liściasty głóg o silnych gałęziach, pachnących kwiatach, który wznosząc się ponad kaplicę, zanurzył się w grobie Izoldy. Ludzie miejscowi ucięli głóg: nazajutrz odrósł na nowo, równie zielony, równie kwitnący, równie żywy, i znowuż utopił się w łożu Izoldy Jasnowłosej. Po trzykroć chcieli go zniszczyć, na próżno. Wreszcie donieśli o cudzie królowi Markowi. Król zabronił odtąd ucinać głóg”.
strona: 1 2 3